Hity i Kity Trasy Black Sun TourW Progresji zagrały cztery zespoły - dwa znane głównie na warszawskiej scenie metalowej oraz dwa debiutujące - skupiające muzyków takich zespołów jak Vader, Vesania czy Behemoth. Kto z debiutanów podbił serca warszawskich fanów muzyki metalowej? Dowiecie się w relacji z koncertu, który odbył się piątego grudnia.
Wybierając się na koncert żywiłam wielkie nadzieje co do zespołu „UnSun”. Nowy zespół Maurycego „Mausera” Stefanowicza, ex-gitarzysty kultowej formacji Vader, wystartował ostro z promocją debiutanckiego krążka „The End of Life”, a trasa Black Sun Tour była okazją do zaprezentowania się na żywo przed polską publicznością.
Na długo przed koncertem zapoznałam się z twórczością jego nowej grupy, głównie z ciekawości, bo przecież dla tego projektu Mauser zrezygnował z dalszego grania z Vader. Zaczęłam oczywiście od profilu grupy na MySpace, gdzie znajdują się m.in. teledysk do piosenki "Whispers" wyprodukowany przez „Grupę 13”, którzy zrealizowali klipy dla m.in. Behemoth czy Amon Amarth. Poza świetnie wyreżyserowanym wideoklipem, który rzuca się w oczy, wart podkreślenia jest również fakt promowania wokalistki tego zespołu. Aya nie była dotąd znana w środowisku metalowym jak inni muzycy tej formacji czyli wcześniej wspomniany Mauser, perkusista, Wawrzyniec "Vaaver" Dramowicz z Indukti oraz basista, Filip "Heinrich" Hałucha z Vesanii.
Jej profil również obejrzałam na tymże serwisie. Na nim zamieściła dużo ciekawych zdjęć zarówno prywatnych jak i promocyjnych, gdzie ślicznie wdzięczy się pokazując, co rusz nowe, interesujące stroje. Na koncercie było podobnie. Fakt, żeby nikt mi nie zarzucił, Aya nie przebierała się podczas występu w Progresji, a ubiór sceniczny był całkiem fajny. Nie mogę jednak tego samego powiedzieć o jej głosie. Pierwszy raz byłam na koncercie gdzie wokalistka nie dała rady śpiewać. Z pewnością nie była to wina nagłośnienia. UnSun zagrali na końcu jak na gwiazdę przystało. Kiedy Mauser zaczął grać tłum oszalał, wszyscy krzyczeli w zachwycie w końcu „Ten Mauser” stoi na scenie. Ja sama byłam rozpromieniona. No i na scenie pojawiła się „diva” zapowiadana w wywiadach oraz informacjach prasowych jako wokalistka pierwszego w Polsce zespołu grającego gotycki metal ( jakby wszyscy wyrzekli się istnienia takich zespołów jak Closterkeller, Moonlight czy Artrosis). Otworzyła usta i... nic, jakieś pojękiwania przedzierały się przez ostrą oraz głośną muzykę. Niestety nawet skromny żart Ayi, która na wstępie przedstawiła członków tego debiutującego zespołu nie pomógł, bo pomimo tak fantastycznego składu każdy pamięta niestety fatalny głos wokalistki. Nie chcę oczerniać i pastwić się nad UnSun. Dlatego dodam, że muzycznie zespołów nie zawiódł. Nie był to oczywiście death metal, bo muzycy zdecydowanie odeszli w tym projekcie od tego typu dźwięków na rzecz mocnych, ale melodyjnych gitarowych riffów, a rytm perkusji nie był dominujący i tak szybki jak w przypadku formacji, z których wywodzą się artyści. Zaś grupa Blackriver, w której skład wchodzą: Piotrek „Kay” Wtulich gitarzysta także zespołów Kashtany, ex-Neolithic, basista Tomek „Orion” Wróblewski z Behemoth, Vesanii, wokalista Maciek Taff z Rootwater, Kashtany, ex-Neolithic, perkusista Darek „Daray” Brzozowski – Dimmu Borgir, Vesania, ex-Vader i drugi gitarzysta Artur Kempa z Soulburners można mówić nie tylko o profesjonalnym graniu, ale także widać, że ci muzycy mają dużo zabawy ze swojej pracy. Zanim ich występ się rozpoczął w sali rozbrzmiała piosenka "What a Wonderful World" Louisa Armstronga. Cała sala wesoło śpiewa do momentu aż poleciała pierwsza piosenka zespołu „ Negative”. Taff jak i Orion pokazali, że są świetnie przygotowani. Od razu tłum przybył pod scenę. Zrobiło się naprawdę gorąco. Ludzie napierali na barierki, skakali śpiewając każdy utwór z płyty „Blackriver”. Dynamiczne i mocne dźwięki oraz ruch sceniczny muzyków był naprawdę na wysokim poziomie. Każdy z muzyków starał się nawiązać kontakt z publicznością, która jak zahipnotyzowana reagowała na każdy gest i słowo lecące ze sceny. Zresztą nie inaczej było w przypadku występu zespołu Votum, który jako drugi pojawił się w Progresji, a był jednym z trzech debiutantów wieczoru. Tak jak dwie poprzednie kapele i ten zaprezentował świeży materiał z krążka „Time must have a stop”. Publiczność nie zawiodła, solidnie przygotowana wtórowała wokaliście, Maciejowi Kosińskiemu. Grupa często występowała na scenie tego warszawskiego klubu i jest znana tamtejszej publiczności. Zaś muzycznie wyróżniała się spośród innych biorących udział w trasie. Ich twórczość określana jest przez krytyków jako rock progresywny, a sam zespół podkreśla wpływy muzyczne Riverside, Porcupine Tree czy Opeth. Wokalista również zasługuje na specjalne wyróżnienie ze względu na oryginalne wręcz akrobatyczne pozy sceniczne. Muzyka grupy to powrót do prawdziwych korzeni muzyki rockowej. Liczy się nie tylko tekst, ale przede wszystkim dźwięk. Improwizacje gitar i długie wstawki instrumentalne, które na ogół połączone są z wizualizacjami przygotowanymi przez studentów Akademii Sztuk Pięknych. Niestety tym razem ze względu na błąd techniczny wizualizacje nie były puszczone, za co muzycy przeprosili na wstępie. Jako pierwszy wystąpił także warszawski zespół Carnal. Niestety ze względu na dość wczesną porę rozpoczęcia koncertu, 18:45 zdążyłam jedynie na dwie ostatnie piosenki. Nie mniej zauważyłam zainteresowanie ze strony fanów, a sam band zaprezentował kawał mocnej muzyki.
Moje wrażenia z Progresji są dość pozytywne mimo zawodu jaki sprawił UnSun. Widać było, że pod sceną bawili się nie tylko miłośnicy mocnych dźwięków, ale także przyjaciele i rodzina wykonawców. I chyba temu służyła ta trasa by nie tylko zaprezentować na żywo materiały z płyt, ale także by świetnie się bawić. Dla mnie najprzyjemniejszym momentem wieczoru była rozmowa z gitarzystą zespołu Votum, Alkiem Salamonikiem, którego pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów. Kapcsolódó zenekarok:Kapcsolódó koncert: |