Nézd meg a koncertek plakátait >
Nem vagy belépve! (Lépj be vagy regisztrálj!)
MA: 23 
¦24¦25¦26¦27¦28¦29¦30¦31¦01¦02¦03¦04¦05¦06¦07¦08¦09¦10¦11¦12¦13¦14¦15¦16¦17¦18¦19¦20¦21¦22¦23¦24¦25¦26¦27¦28¦29¦30¦01
Hunderground
Itt vagy most: Hunderground | Magazin | Be free, be free czyli Bakshish w Hard Rock Cafe

Be free, be free czyli Bakshish w Hard Rock Cafe

Relacja Sarah Charafeddine z koncertu, który odbył się 30 października 2007

Rovat: Relacja | Felkerült: 2007. november 11., vasárnap | Írta: Sarah Charafeddine

Nigdy nie należałam do grona fanów muzyki reggae. Idąc na koncert zespołu Bakshish zapoznałam się z ich ostatnią płytą, z której piosenki zostały przedstawione podczas wieczornego koncertu. Wiedziałam, że jest to jedna z pierwszych formacji, która swoim graniem zaprezentowała polskim fanom jamajskie rytmy. Niewątpliwie po 20 letniej historii zespołu można ich wpisać w kanon krajowej muzyki reggae. Jestem miłośniczką ostrych i rytmicznych dźwięków, a „babce” jamajce dziękuje za sound systemy i formacje ragga, dancehall oraz zespoły ska, niż za wiernych wyznawców Jah. Mimo wszystko podobał mi się koncert, który odbył się 30 października w warszawskiej klubo – restauracji Hard Rock Cafe.

Klub Hard Rock Cafe, ulubione miejsce miłośników muzyki rockowej ze stolicy, na jedną noc zamienił się w przystań dla fanów reggae. Stało się to za sprawą zespołu Bakshish, legendarnego zespołu grającego spokojne, jamajskie rytmy. Pierwotnie formacja grała muzykę ska i rock - steady. Jednak szybko odeszła od mocniejszego typu grania na rzecz utworów mówiących o pokoju i miłości. Na występ przybyli fani w różnym wieku. Pierwsze co spostrzegłam po wejściu na salę, to właśnie rozentuzjazmowaną publiczność. Wśród której ujrzałam ludzi pamiętających zespół z czasów młodości, a także nową generację, która czasy popularności Bakshish może znać z opowieści starszego rodzeństwa lub rodziców. Wszystkich fanów łączyło to, że mogli ujrzeć swoich idoli na żywo oraz wspólnie zaśpiewać przeboje z ostatniej płyty „B3”.

Ze sceny usłyszeć można było takie piosenka jak „Be free”(B3), tytułowy utwór, niezwykle optymistyczny, który dodaje sił i na pewno jest esencją muzyki reggae. Następnie Jarek "Jarex" Kowalczyk, wokalista, zaśpiewał „One Love”, „Lonely”, „Don’t Blame Me” i mój ulubiony „Gangstars”, w której to wymienił wszystkie, znaczące, polskie zespoły grające muzykę reggae, dub, roots i dancehall. Uhonorował między innymi Izrael, legendę znajdującą się na szczycie w historii tej muzyki wraz z grupą Dub. Następnie podziękował Vavamuffin, Paprica Corps i East West Rockers.

W przerwach między piosenkami zespół chciał zaprezentować materiał napisany po wydaniu „B3”. Jarex żartował, że zaśpiewa utwór przygotowany na kolejną płytę, która nigdy nie powstanie. Gorzkie słowa pokazały niszowość i niekomercyjność reggae w naszym kraju. Na szczęście coraz więcej młodych zespołów idzie tą drogą kontynuując tradycje. Duże festiwale takie jak Ostróda Fest wskazują na zainteresowanie młodzieży tego rodzaju dźwiękami. Kichając na komercje i plastikową muzykę promowaną na co dzień w rozgłośniach radiowych, wciąż grają formację czujące prawdziwy zapał do samej muzyki, a nie profitów jakie można z niej czerpać. I chwała im za to.

Jednak wracając do samego koncertu. Na dużą pochwałę zasługuję wokalistka, jedyna kobieta w grupie. Monika Biczysko oczarowała publiczność swoim niesamowitym, czarnym głosem. Efektownie współgrała z wiodącym na scenie wokalistą. Kolejnym atutem wieczoru był kontakt muzyków z fanami. Miła atmosfera i brak jakichkolwiek barier pomiędzy sceną a widownią pozwoliły na bliski kontakt z fanami. Jarex zszedł do publiczności by zaśpiewać razem z nią. Tłum tańczył wokół niego i wiwatował z zadowoleniem. Takie zachowanie chyba spodobało się wszystkim, bo zespół nie mógł zejść ze sceny i długo był wywoływany, by zagrali coś na bis.

Koncert uważam za naprawdę udany, choć późne godziny występów, zwłaszcza na początku tygodnia, obniżają frekwencję publiczności. Mimo to dobrze jest pobawić się przy dźwiękach, które mogą nastroić i dać energii na resztę dni. Żeby nie było tak słodko, to daje minus obsłudze, która w pewnym momencie wywołała dym w kuchni. Niestety nie był to dym puszczany podczas koncertów lub imprez klubowych. Czuć było zapach spalenizny, który wywołał zaduch na sali. Mimo wszystko zachęcam do przyjścia na koncert Bakshish i życzę, aby jednak udało im się nagrać kolejną płytę.

Kapcsolódó zenekarok:Kapcsolódó koncert:

Kommentek (0)

Még nincs hozzászólás. Legyél te az első!
Hozzászólás írásához be kell lépned. Ha még nem regisztráltál, akkor megteheted itt.